O krytyce ustawień systemowych B.Hellingera słów parę.

Kategoria: Artykuły i inspiracje Opublikowano: piątek, 30, czerwiec 2017

 

Damian Janus


Nie wszyscy chcą przyjąć ustawienia systemowe jako dar, który może polepszyć ich życie. Pomimo widocznych efektów terapeutycznych i nieinwazyjnego stylu pracy, metoda ta otrzymała etykietę „kontrowersyjnej”, gdyż nie mieści się w panującym paradygmacie. Została zaatakowana przez psychologów akademickich, niektórych przedstawicieli innych terapii, szukających „psychościemy” dziennikarzy oraz przez osoby wypowiadające się z pozycji chrześcijańskich. Osoby te przedstawiają ustawienia jako metodę niebezpieczną, nienaukową i nieskuteczną . Oprócz wszystkich osobistych motywów, które zwykle kryją się za tego rodzaju postawami, rolę gra tu wierność dawnym wartościom, temu co znane i oswojone. Wszystkie sądy akademickich komentatorów, które dane mi było poznać, były emocjonalne i minimalnie angażowały krytyczne myślenie.

Ustawienia systemowe a światopogląd naukowy

Jeden z akademickich komentatorów metody B.Hellingera stwierdza, że ustawienia systemowe to: „seanse stworzone na bazie psychodramy i być może zbiorowej hipnozy. Cieszą się takim wzięciem, bo ludzie w nich uczestniczący bardzo chcą pewne rzeczy ujrzeć i przeżyć”; „wszystkim, którzy biorą udział w tym szaleństwie, udziela się euforia i zapał charakterystyczne dla większości nowych metod terapii”. Aby zdyskredytować to, czego nie zna i nie rozumie, akademik wyciąga pierwsze lepsze pojęcia i pomysły: dziewiętnastowieczny koncept zbiorowej hipnozy i szaleństwo uczestników. Mówi o psychodramie, ale czy wie, że w jej trakcie pojawiają się niezwykłe procesy? Mówi o klientach, ale czy wie cokolwiek o tym, jak wygląda ich kontakt z psychoterapeutą? Osoby, które przychodzą pierwszy raz na ustawienia nie bywają nastawione „entuzjastycznie”, wręcz przeciwnie, często nie wiedzą czego mają się spodziewać są niepewne i ostrożne. Kolejny autor pisze: Ustawienia rodzinne Berta Hellingera są przykładem psychoterapii antynaukowej, przede wszystkim w tym sensie, że ich geneza oraz sposób wyjaśniania nie opierają się na żadnej teorii naukowej, a najważniejsza jest tu skuteczność. Pytanie „dlaczego?” ustępuje pytaniu „jak?”. Nie bez znaczenia są też wpływy okultyzmu oraz spirytyzmu, czyli wyjaśnianie za pomocą niewyjaśnianego (tajemnicy). Ustawienia Hellingera opierają się w dużej mierze na okultyzmie. Okultyzm (lat. occultus – tajemniczy, ukryty) jest sposobem zdobywania sekretnej wiedzy o człowieku i wszechświecie za pomocą kontaktów z tajemnymi istotami czy mocami nadnaturalnymi w celu manipulowania rzeczywistością, zgodnie z wolą człowieka. W celu uzasadnienia swoich teorii okultyzm rozwija paranaukowe teorie, które polegają na sprytnym naciąganiu niektórych hipotez naukowych i pozostają dalekie od intelektualnej uczciwości. Nie wiadomo, co dokładnie autor rozumie przez te pytania, jednak to właśnie pytanie „jak?” charakteryzowało od zawsze naukę, w przeciwieństwie do pytania „dlaczego?”. Nauka zajmowała się poznaniem tego „jak jest zbudowany świat” i zawieszała pytania o racje jego istnienia, które zadawała religia i metafizyka („Dlaczego powstał świat”, „Dlaczego jest raczej coś niż nic”?). Autorowi chodzi zapewne o to, że w ustawieniach liczy się terapeutyczna skuteczność, a nie dają one – jego zdaniem – odpowiedzi na pytanie, jak funkcjonują ludzie i systemy rodzinne. To, oczywiście, stwierdzenia nieprawdziwe. Co się tyczy teorii naukowych, na których „opierają się” systemy terapeutyczne to warto sobie uświadomić, że na żadnej „naukowej” teorii nie opiera się też psychoanaliza, terapia Gestalt (bynajmniej nie opiera się ona na psychologii Gestalt), analiza transakcyjna i wiele innych. Jeśli jakieś teorie nauki akademickiej do tych metod przystają lub je wspierają, to są one stworzone później i nie obejmują całości zagadnień i koncepcji. Autor wskazuje ogólną teorię systemów Ludwiga von Bertalanffy’ego, jako naukowe uzasadnienie psychoterapii systemowej. Jednak ogólna teoria systemów wcale nie jest teorią w znaczeniu ściśle naukowym. Jest ona raczej paradygmatem badawczym i zestawem postulatów metodologicznych. Teoria rezonansu morficznego Ruperta Sheldrake’a, którą możemy uznać za „podstawę” ustawień Hellingera, jest bardziej naukowa od postulatywnej ogólnej teorii systemów, gdyż węższa i weryfikowalna eksperymentalnie. Autor nie podchodzi do badanej rzeczy od strony faktów i zjawisk, lecz rozprawia się z nią przy pomocy pojęć – odpowiednio je dobierając („okultyzm”, „spirytyzm”) uzyskuje wrażenie wyjaśniania (czytaj: dyskredytacji). Stosuje w istocie coś w rodzaju nieudolnej hermeneutyki, a nie metody naukowej, do której powinno należeć przede wszystkim zbadanie procesów i skutków tej terapii. Przyrównując ustawienia do okultyzmu, mówi o kontakcie z „tajemnymi istotami” i „nadnaturalnymi mocami”, podczas gdy w ustawieniach kontaktujemy się z członkami rodu i ich sprawami. Jako nadnaturalną moc lub istotę można by rozumieć Hellingerowskiego „twórczego ducha”, w istocie jednak pojęcie to jest niewiele więcej niż skrótowym ujęciem faktu, że podczas ustawienia widzimy procesy teleologiczne i samoorganizujące się, a to już jest empirią .

Ustawienia systemowe a inne szkoły i podejścia psychoterapuetyczne

Rozwijające się i zyskujące wielu klientów ustawienia systemowe nie umknęły uwadze terapeutów innych orientacji. Wśród nich znaleźli się tacy, którzy zdają sobie sprawę z fundamentalnego znaczenia rodzinnych uwikłań i wysyłają swoich pacjentów dodatkowo na ustawienia systemowe. Są jednak i terapeuci, którzy nie chcą pogodzić się z istnieniem tej metody. Osoby te deklarują, że „niepokoją się o pacjentów”. Co je niepokoi? Niektórym terapeutom trudno zrozumieć całościowość i kompletność ustawienia. Chcą je widzieć jako jedną z technik, która może być najwyżej wstępem lub podstawą do dalszej terapii. Sądzą, że jest coś nieodpowiedniego w tym, że – jak napisał jeden z nich – „przychodzimy na grupę, robimy sobie ustawienia i kończymy”. Ustawienia jednak nie są tylko techniką terapeutyczną z tej prostej przyczyny, że zawierają porządki miłości i pozwalają na ich wprowadzenie. Dlatego sesja ustawień jest zamkniętą całością, podobną do operacji chirurgicznej, która nawet jeśli nie załatwia pacjentowi wszystkiego, jest pełnym zabiegiem. Twierdzić, że ustawienie to jedynie jakiś fragment większego procesu, który powinien odbyć się poza ustawieniem (na przykład podczas długoterminowej psychoterapii) może jedynie osoba, które sama nie skorzystała z tej metody, nie obserwowała jej efektów u innych i nie zrozumiała wagi czynników transformowanych podczas ustawienia. Oczywiście nie stoi to w sprzeczności z faktem, że niektóre osoby potrzebują długoterminowej terapii (np. osoby psychotyczne czy autystyczne). Niemieccy terapeuci sprzeciwili się warsztatom Hellingera ze względu na ich wielkość. A przecież z rodziną przed szeroką publicznością pracuje, na przykład, terapeuta rodziny Tom Andersen, a Virginia Satir pracowała w grupach, obejmujących wiele rodzin i jej sesje mogły gromadzić nawet dwieście, trzysta osób. Satir widziała w terapii rodzin, opierającej się na „uzdrawiającej mocy miłości”, niemal zbawczy potencjał. Jednak jej stanowisko zaatakowali inni terapeuci, którzy uznali je za „ewangeliczne”, a Satir założyła Sieć Avanta, w ramach której chciała zastosować zasady terapii rodzin w stosunku do szerszych systemów. Przypomina to postawę Hellingera, Hellinger Sciencia, oraz wrogie reakcje niektórych środowisk na propagowane przez niego podejście oparte na miłości i akceptacji.

Okultyzm, ezoteryka, szamanizm i inne niebezpieczeństwa wynikające... z uczestnictwa w ustawieniach systemowych

Jeśli ktoś mówi o „niebezpieczeństwach” terapii ustawień, po prostu zamyka ludziom drogę przyczynowego leczenia. Wielu z nich trafi do psychiatry, na grunt grząski i nieprzewidywalny. W trakcie ustawień korzystamy z metody, którą wcześniej stosował na sobie prowadzący ustawienie. Wszystkie procesy, które mają miejsce w jego trakcie są dla terapeuty zrozumiałe (nie wie co jest „podłożem” wiedzącego pola, ale sprawdził w praktyce jego działanie i nie pojawiają się tu żadne zaskakujące zdarzenia). Klient szybko zaczyna rozumieć, o co chodzi i na czym polegają porządki miłości. Niejednokrotnie sam do nich dochodzi. Wszystko dzieje się spontanicznie, bez narzucania czegokolwiek i przekonywania o czymś. Klient sam może ocenić skuteczność, gdyż poprawa nastroju pojawia natychmiast, jeszcze podczas ustawienia, a poprawa somatyczna jeśli nie od razu to niekiedy na drugi dzień po ustawieniu. Na terapeutę nikt nie naciska, nie jest on obiektem wpływu sfer związanych z prestiżem, pieniędzmi, polityką. Kieruje się ogólnoludzką etyką. Poza tym terapeuta jest na ogół żywo zainteresowany pomocą, gdyż z samych zasad terapii Hellingera wynika otwarcie się na innych. Ustawienia systemowe nie spodobały się środowiskom kościelnym. Przykładem może być książeczka pod tytułem „Destrukcyjna terapia metodą Hellingera”. Zawiera ona niewiele rzetelnych informacji na temat metody, będąc pełną pejoratywnych sformułowań oraz stereotypowych kategoryzacji w rodzaju: „metodologiczny anarchizm”, „fatalistyczne dogmaty”, „spirytyzm”, „ezoteryka”, „szamanizm”, „okultyzm”, „psychoscena ezoteryczna”, „półlegalne”, „pseudopsychologiczne”, „pseudonaukowe” itp. We wstępie do wspomnianej książki autor jednego z rozdziałów jest reklamowany jako ten, który „ze znaną sobie wnikliwością specjalisty do spraw okultyzmu niczym rentgen prześwietla idee Berta Hellingera”. Gdy sięgniemy do tego tekstu, możemy przeczytać, że Hellinger: "(…) stosuje wyrwaną z kontekstu, znaną od dawna technikę terapii rodzinnej wyposażoną we własny, specyficzny ezoteryczno-spirytystyczny światopogląd". Dalej rzeczony autor pisze, że osoby szukające pomocy muszą: "(…) poddać się autorytarnemu prowadzeniu terapeuty, który odmawia im zdolności samodzielnego wyjaśnienia ich egzystencjalnych i duchowych sytuacji życiowych. Wskutek tego wzmacnia się bezsilność i niesamodzielność osób, które przychodzą po pomoc. Nie tylko na gruncie ezoteryczno-spirytystycznych teorii, ale także poprzez autorytarny przymus zanika ludzkie sumienie, które – z chrześcijańskiego punktu widzenia – decyduje nie tylko o zdrowiu i chorobie (związek grzechu z chorobą), ale również o zbawieniu człowieka". Trudno polemizować z tak nieadekwatnymi stwierdzeniami. Wzmacnia „bezsilność i niesamodzielność”? Osoby biorące, które brały udział w ustawieniach mówią o czymś zgoła przeciwnym. Zdecydowana większość z nich twierdzi, że teraz radzi sobie lepiej ze swoimi sprawami oraz posiada większy stopień autonomii. W jakim mechanizmie ma „zanikać sumienie” podczas ustawień? Autor zapewne obawia się „relatywizacji winy” i temu podobnych. Jednak ustawienia prowadzą właśnie do uczciwego spojrzenia na swoje życie, a także na własne winy (takie jak aborcja), proponują jedynie pozostawienie „win”, które nas nie dotyczą.

Co w istocie dzieje się podczas ustawień systemowych?

"Ezoteryczno-spirytystyczne teorie”? W ustawieniach opieram się jedynie na tym, co się ujawnia. Jeśli postawię dwie osoby jako „ojca” i „matkę” klienta, to osoby te ukażą mi relację jego ojca i matki. Niezależnie czy ludzie ci żyją czy nie. Niczego jednak nie wiem o ich - rozumianych spirytystycznie czy religijnie - „duszach”. Mie wiem też nic o „życiu po śmierci”. Nie ma tu też ezoteryki i okultyzmu, a więc nauk ukrytych, tylko dla wtajemniczonych. Wręcz przeciwnie, ustawienia są w pełni egalitarne i uniwersalne, ukazują procesy, które dzieją się „od tak” w przypadku każdej osoby. Są więc „antyokultystyczne” i mniej „ezoteryczne” od większości metod większości metod terapeutycznych. Można to obserwować na warsztatach, gdzie uczestnicy dzielą się własnymi przeżyciami, a wiele z tego, co o dynamikach systemowych wie prowadzący, stosunkowo szybko i w pełni na bazie doświadczenia, staje się częścią wiedzy uczestnika. Zupełnie inaczej jest podczas szkoleń z innych Zupełnie inaczej jest podczas szkoleń z innych metod terapeutycznych, o czym każdy może się przekonać. Ucząc się terapii psychodynamicznej przez długi czas możemy mieć poczucie, że prowadzący kurs wiedzą nie tylko więcej, ale ich wiedza jest „inna”, i w gruncie rzeczy niezrozumiała dla uczestników. Uczestnicy muszą na wiarę przyjmować niektóre stwierdzenia, nie mając możliwości ich bezpośredniej weryfikacji. Ustawienia nie mają też nic wspólnego z magią, chociaż ich efekty można często uznać za „magiczne”. Ustawienia nie są magią, gdyż odchodzą daleko od myślenia życzeniowego, od spełniania zachcianek. Ustawienia stoją obiema nogami na ziemi i dotyczą rzeczy najprostszych - rodziców, rodzeństwa, więzi. Nie ma tu nadziemskich bytów, aniołów, demonów, bogów i „inteligentnych energii”. W ustawieniach nie istnieje też żadna „inicjacja” (słowo to jest wielokrotnie powtarzane w tekstach składających się na omawianą książkę), gdyż wszystko dzieje się spontanicznie i bez żadnych zabiegów. Ten spontaniczny przepływ jest specyfiką i siłą ustawień. Jest to tak, jakbyśmy bez większego wysiłku przypominali sobie to, co wiedzieliśmy od dawna. Dotyczy to każdej nowej osoby na warsztacie. Nikt nie ma problemu z przyjęciem roli reprezentanta i nikt jeszcze nie odczuł, aby porządki miłości były czymś niewłaściwym. „Związek grzechu z chorobą”, o którym mówi autor, jawi się jako prawdziwie niebezpieczna idea. W ustawieniach widzimy, że choroba nie musi być zawiniona – wynika z procesów nieświadomych oraz więzi. Najwięcej miejsca autorzy poświęcają zagadnieniu zmarłych członków rodziny, niemal utożsamiając ustawienia z pracą na tym polu, choć równie ważna, a często i ważniejsza w ustawieniach, jest praca nad relacjami z żywymi, szczególnie z rodzicami.

Ustawienia systemowe jako seans spirytystyczny?

Autorom omawianych poglądów sesja ustawień kojarzy się nieodmiennie z seansem spirytystycznym i mówią w tym kontekście o „duchach zmarłych”. Zdaniem jednego z autorów, terapeuta: Wprowadzając w trans uczestników terapii, usiłuje skomunikować ich z duchami zmarłych przodków. „Terapeuta hellingerowski inicjuje uczestników w świat duchów. Wprowadzając ich w terapeutyczny trans, pełni rolę przewodnika, kapłana, proroka w jednej osobie. Jest przewodnikiem i opiekunem kontaktów wyzwolonych w spirytystycznym transie i prowadzonych dialogów sytuujących się na pograniczu dwóch światów”. Widząc oczami wyobraźni, podobnego kapłanowi, terapeutę hellingerowskiego, jak „inicjuje uczestników” i „wprowadza w terapeutyczny trans”, możemy być rozczarowani, gdy spotkamy się z kimś, kto po prostu powie: „wybierz kogoś za siebie, za matkę i za ojca”. Po czym większość procesu odbędzie się bez aktywnego udziału owego proroka . Jako „spirytystyczne ewokacje” widziane są nawet zdania mocy, w rodzaju „Ty jesteś duży, ja jestem mały”, które to słowa dla każdej osoby biorącej udział w ustawieniu są zrozumiałe i które to słowa dla każdej osoby biorącej udział w ustawieniu są zrozumiałe i nie mają nic wspólnego z „kultem przodków” (na ogół są zresztą wypowiadane do reprezentanta żyjącej matki lub ojca). Uczestnicy ustawień mają otrzymywać „przekazy myślowe od zmarłych lub innych duchów”, a także „przewidywać przyszłość”. Trudno komentować tego typu enuncjacje. Nigdy nie spotkałem się podczas ustawień z prekognicją. Nie miałem też kontaktu z „innymi duchami”. Oczywiście pracując z ustawieniami systemowymi, nie sposób podchodzić do zagadnienia „duchów” i „dusz” z pełną nonszalancją. Ustawienia pokazują ponad wszelką wątpliwość, że w starożytnej wierze odnośnie jakiejś formy trwania zmarłego po śmierci „coś jest”. Jednak ustawienia nie mogą tu niczego sprecyzować. W ustawieniach pracujemy z żywymi. Możemy zobaczyć ich relacje, relacje ich rodziców i zmarłych członków systemu, a także wykryć silne wstrząsy psychiczne, jakie miały miejsce w rodzinie i były spowodowane na przykład wojną czy zabójstwem. Nie dowiemy się jednak, gdzie dziadek zakopał kosztowności, ani prababcia nie opowie nam jak wyglądał targ przed pierwszą wojną światową. Nie potrzebujemy też medium, zaciemnienia, stolika, tabliczki ouija i szczególnych zdolności, jak ma to miejsce w spirytyzmie. Wszystko odbywa się w pełni jawnie i „prosto z ulicy”. Ustawienia systemowe nie są spirytyzmem także z tej prostej przyczyny, że tak samo podczas ustawienia funkcjonują reprezentanci osób zmarłych, jak i żywych. Czy tym ostatnim jest wobec tego zabierana dusza? Czy wciela się ona i opętuje na kilka minut reprezentanta, by później powrócić do swego „nosiciela”? A co z ustawieniami organizacyjnymi, gdy reprezentowane są działy firmy, produkty, pieniądze? Czy te obiekty posiadają „nieśmiertelne dusze”? Hellinger wydaje się niekiedy sympatyzować z mediumizmem. W niczym nie zmienia to faktu, że na podstawie ustawień systemowych nie może nic powiedzieć na temat „życia po śmierci” czy istoty „duszy”.

Bert Hellinger jako terapeutyczny autokrata?

Autorzy analizowanych tu poglądów przedstawiają Hellingera jako samowładcę procesu terapeutycznego, zupełnie nie biorąc pod uwagę tego, że z ustawieniami pracuje tysiące innych terapeutów oraz tego, że ustawienie współtworzą reprezentanci: „Rozwiązanie problemu leży w porządku kosmicznym i szukający pomocy nie potrafi go dostrzec. Tylko on – Hellinger – może go rozpoznać. Jedynie on ma wgląd w ten boski – stojący ponad Bogiem – porządek świata i stamtąd otrzymuje intuicyjne czy też mediumiczne natchnienia dotyczące tego, jak ma wyglądać terapeutyczne rozwiązanie konkretnego przypadku”. Jest to oczywiście kompletnym niezrozumieniem procesu ustawienia, a właściwie przedstawieniem go à rebour. Oczywiście to Hellinger rozpoznał i „skatalogował” porządki systemowe, lecz teraz, mając te wskazówki, każdy może je dostrzec . Często dostrzegają je także osoby (reprezentanci), które niczego o nich nie wiedzą, gdyż stanowią one naturalne atraktory procesu ustawienia. W aspekcie „arbitralności interpretacji” metoda Hellingera zajmuje miejsce szczególne wśród psychoterapii. Proces terapeutyczny jest tu bardzo egalitarny, bo „rozłożony grupowo”, a status terapeuty ulega swoistemu umniejszeniu („pomaganie z ostatniego rzędu”). Wyrażając to prostymi słowami, ustawienie tworzy wiele osób, a do pewnego stopnia oni także je prowadzą. Dodatkowo ustawienia odbywają się w pełni jawnie, w trakcie grupowych warsztatów. Wszystko można zobaczyć i o wszystko zapytać (przynajmniej na moich warsztatach). Nie trzeba tu tworzyć żadnych tajemnic, chyba, że chodzi o uszanowanie osoby klienta. Porównajmy to z terapiami, które odbywają się wyłącznie w zaciszu gabinetu, takimi jak terapie psychodynamiczne, poznawcze i inne. W istocie nikt nigdy, włącznie z superwizorem, nie ma dostępu do tego, jak w całości wygląda tu kontakt terapeuty z pacjentem. Pomyślmy też o psychiatrach, którzy na własną rękę próbują włączyć do kontaktu z pacjentem elementy terapii, poradnictwa czy perswazji – tu dowolność i subiektywność jest w rozkwicie. Pracę Hellingera przedstawia się korzystając ze znanych kalek, jako „widowisko”, „seans spirytystyczny”, dziwny grupowy rytuał nawiązujący do pierwotnej kultury Zulusów. W ten sposób negowane jest to, co nowe w tym podejściu i co wymaga nowych kategorii, gdyż w istocie operuje na nieobecnych w kulturze i innych metodach terapeutycznych procesach. Kwitnie fantazja rodem z marnych kryminałów: „(…) spotkań Hellingera z jego pacjentami nie można nazwać sesją terapeutyczną, gdyż przybierają one raczej formę eksperymentu, rytuału, widowiska hipnotyzerskiego, gdzie terapeuta stawia się w roli wszechwładnego „władcy marionetek”, bawiąc ego się „drewnianymi lalkami”. W jego sposobie prowadzenia terapii pojawiają się elementy parapsychologiczne i nawiązania do spirytyzmu oraz bioenergoterapii. Co wspólnego z rzeczywistością ustawień mają te wizje szaleńca, który dla własnej uciechy bawi się nieświadomą gawiedzią? Skąd pomysł, że coś takiego jest w ogóle możliwe? Że różni ludzie - nauczyciele, robotnicy, studenci, lekarze - mający najróżniejsze życiowe zapatrywania, zaczynają naraz tańczyć w takt granych im fałszywych tonów?” Gdy ktoś przychodzi do mnie na ustawienie, nie mówię mu niczego o teorii, o sobie, o tym, co uważam za dobre a co za złe. Bynajmniej go Bynajmniej go nie hipnotyzuję. Jak więc miałbym zaprząc go do swoich pląsów? Logika stojąca za atakami ze strony kościoła katolickiego jest następująca: to, co rozgrywa się podczas ustawień przekracza możliwości człowieka (zdobywanie wiedzy via wiedzące pole); mamy tu więc wpływ rzeczywistości ponadludzkiej; są jedynie dwie takie rzeczywistości – boska i diabelska; w trakcie ustawień nie możemy mieć do czynienia z ingerencją Boską; chodzi więc o szatana . Dlatego ustawienia należy przedstawiać jako metodę „szczególnie niebezpieczną”, niosącą „zagrożenia duchowe” i „prowadzącą do opętania”.

Co głoszą (niekiedy) media?

Do dezinformacji odnośnie ustawień przyczyniają się też dziennikarze. Zwykle reprezentują oni dominujące w danej kulturze i w danym czasie wzorce myślenia. Nie mogą myśleć zbyt oryginalnie z tej prostej przyczyny, że gazety muszą być czytane masowo. Dlatego często stają się przekazicielami ogólnie panujących błędów i przesądów. Swego czasu zostałem poproszony o wypowiedź na temat psychoterapii. Moja rozmowa z dziennikarką trwała grubo ponad godzinę. Mówiąc o ustawieniach, wspomniałem o autoustawieniu z butelką,  chodziło o wykorzystanie dowolnego przedmiotu jako reprezentacji choroby, a następnie skonfrontowanie się ze swoimi odczuciami wobec niej – D. J.). W gazecie przeczytałem, że autorka rozmawiała z „utytułowanym psychologiem”, który „zachwalał zalety postawienia butelki na biurku”. Tylko tyle z całej rozmowy. To, co mówiłem było poza paradygmatem dziennikarki, dlatego nie znalazło się w jej artykule. Zamiast tego podzieliła się z czytelnikami starymi kalkami i swoim fantazjami (Skąd wzięła to biurko? Z filmów?). Miała przedstawić oklepany obraz „niebezpieczeństw” terapii, podzielonej na metody „uznane” oraz „niesprawdzone”, i zrobiła to. W najmniejszym stopniu nie przekazała czytelnikom niczego nowego.

Myślenie fundamentalistyczne wobec ustawień systemowych

W ludziach nastawionych „fundamentalistycznie” ustawienia mogą wywoływać lęk. To z jednej strony osoby, jak mawiamy, „głęboko religijne”, a z drugiej – ateistyczne, owi, jak ich określamy, skrajni racjonaliści. Ustawienia, jako zdające się wskazywać na istnienie jakiejś pozajednostkowej, ukrytej rzeczywistości będą stanowiły zagrożenie dla religijnego światopoglądu, w którym te „ponadludzkie” rzeczywistości zostały już opisane, oczywiście inaczej. Także dla sztywnego racjonalisty będą one zagrożeniem, gdyż zdają się rozmywać granicę między tym, co „namacalne” i „naukowo” sprawdzalne, a sferą religii i mistyki, które w normalnych warunkach racjonalista może łatwo uznać za zabobony i fantazje. W tym zaś przypadku dochodzi niewygodny element empirii. Nie ujmując nic, ani religii, ani racjonalnym dążeniom człowieka muszę stwierdzić, że konkretne osoby, z którymi się spotkałem, a które prezentowały jedno lub drugie stanowisko jako punkt oporu wobec ustawień, nie były przekonujące. Można było dostrzec ich osobiste uprzedzenia. A uprzedzenia te to nic innego, jak nieświadome, infantylne lojalności i postawy. Osoba religijna będzie udowadniać jak wielkim zagrożeniem są ustawienia systemowe, jakby nie widziała wszechobecnych prawdziwych zagrożeń i wiodła życie pełne miłości. Racjonalista będzie wywodził o irracjonalności ustawień oraz ich nienaukowości, jednak nie pofatyguje się, aby wziąć nich udział i przyjrzeć im się z bliska. Ludzie ci nie mogą skorzystać z ustawień, gdyż za wszelką cenę chcą trwać na swoich dotychczasowych pozycjach, wewnętrznych i systemowych.


O autorze:


Damian Janus – psycholog kliniczny, filozof i religioznawca. Szkolił się w kilku metodach psychoterapeutycznych, między innymi w terapii Gestalt, psychoanalizie lacanowskiej i ustawieniach systemowych. Pracuje jako psychoterapeuta metodą psychoanalityczną oraz ustawieniami systemowymi. Prowadzi warsztaty oraz szkolenia z metody ustawień systemowych dla coachów i terapeutów w ramach firmy Rozwiązania Systemowe. Autor publikacji dotyczących psychoterapii, psychopatologii i ustawień systemowych. Interesuje się fizyką oraz historią nauki i techniki. Jako wykładowca nie daje sobie prawa do minuty zanudzania.

Prezentowany tekst  jest fragmentem powstającej książki poświęconej tematyce ustawień systemowych. Tekst opublikowano za zgodą autora. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redaktora serwisu (JB).