Rebirthing - doświadczenie własne
Jacek Borowicz
Moje pierwsze doświadczenia z rebirthingiem sięgają roku 1986. Metoda ta zaczynała wtedy przeżywać apogeum swojej popularności w Polsce ciesząc się ogromnym zainteresowaniem w kręgach osób zainteresowanych rozmaitymi formami terapii i samorozwoju. Zagraniczni nauczyciele, warsztaty, w trakcie których w sesjach oddechowych brało udział po kilkadziesiąt osób na raz, rosnące grono polskich rebirtherów gromadzące ludzi o ciekawych, niekonwencjonalnych osobowościach – to wszystko tworzyło inspirującą atmosferę uczestniczenia w czymś niezwykłym, transformującym zarówno indywidualna jak i zbiorową świadomość.
Od tego czasu rebirthing stał się z dla mnie z jednej strony jedną z metod mojej własnej „pracy nad sobą” – z drugiej narzędziem po które chętnie sięgałem w mojej własnej praktyce wspierania ludzi w ich rozwoju. Moje doświadczenia dostarczyły mi rozmaitych obserwacji dotyczących zarówno tego, jak rebirthing wpływa na mnie samego – jak i na inne osoby, które miałem okazje wspierać w swojej praktyce. Istnieje tu klika ważnych moim zdaniem aspektów:
- nawet pojedyncza sesja rebirthingowa może mieć bardzo silne działanie odstresowujące. Dotyczy to zarówno stresu sytuacyjnego, w przypadku którego mogłem zrzucić napięcie wynikłe z bieżącej sytuacji (jakiegoś konkretnego zdarzenia, jakie akurat zaszło) jak i – co szczególnie ważne - w odniesieniu do najbardziej destruktywnego stresu permanentnego. Uczucia rozluźnienia, uwolnienia, stany typu katharsis mogą mieć oczywiście charakter jednorazowy czy doraźny – jest to jednak nie do przecenienia w sytuacji życia w stresie,
- działanie odstresowujące pozawalało na kolejne doświadczenie, jakim był kontakt z własną energią życiową. W momentach, w których czułem się osłabiony, pozbawiony sił na wskutek uwięzienia w takiej czy inne sytuacji emocjonalnej dzięki sesji oddechowej mogłem doświadczyć zmiany stanu. Opisać go mogę jako przypływ energii, przyjemną wibrację, uczucie świeżości, lekkości, chęci życia i radości. Sesja oddechowa jest zatem narzędziem pozwalającym zmienić mój stan na taki, w którym doświadczam siebie jako osoby w pełni żywej, obecnej, funkcjonującej tu i teraz,
- rebirthing pomagał mi niejednokrotnie dotrzeć do zablokowanych emocji i powiązanych z nimi wspomnień pozwalając z jednej strony na uświadomienie ich sobie - z drugiej na uwolnienie (przeżycie, dokończenie zablokowanego cyklu przeżywania jakiejś trudnej sytuacji) dzięki ekspresji (wyrażanie uczuć, mówienie o nich, płacz, krzyk, śmiech, ruch) zasilanej energią generowaną w trakcie intensywnego oddychania. W tym sensie korzyści płynące z rebirthingu wychodzą daleko poza klasyczne tematy wiązane z tą metodą, takie jak chociażby neutralizacja szoku porodowego i zmianą fundamentalnych przekonań osobistych, jakie w związku z nim powstały czy też kwestie dezaprobaty rodzicielskiej,
- w przypadku rebirthingu – tak jak w przypadku każdej innej metody – sprawdza się moim zdaniem zasada: nie wszystko, nie dla każdego i nie w każdym momencie. Jakkolwiek trudno jest obiektywnie wskazać co jest tym „właściwym momentem” na rozpoczęcie przygody z rebirthingiem, byłbym szczególnie uważny i ostrożny w sytuacji, w której „chętna/chętny” jest w stanie poważnego kryzysu, rozbicia emocjonalnego, głębokiej depresji (nie zapominając o psychozach), jest wspierany farmakologicznie albo jest w aktywnym nałogu związanym z używkami. Zauważyłem również, że wielu przypadkach rebirthing stosowany w pracy z osobą o dużym poziomie zablokowania, odcięcia od emocji, zamkniętej w mocnym pancerzu mięśniowym nie przynosił efektów w jakiejś dającej się oszacować perspektywie czasowej. Paradoksalnie, mimo to że wydaje się stworzony do pomagania osobom w ten sposób zblokowanym – wymaga jednak czasu, powtarzalności i systematyczności, a to bywa trudne dla osób oczekujących szybkich i spektakularnych efektów.